środa, 23 grudnia 2009

2009- Podsumowanie

Najlepsza płyta, z której kawałek mógłby polecieć w Trójce w biały dzień...


1. The XX
The XX nagrali płytę, której mógłbym słuchać praktycznie cały czas. Proste, łagodne melodie i znakomite teksty, sprawiły, że ostatnie miesiące tego roku upłynęły mi właśnie w rytm tej płyty. Oby następna była przynajmniej tak samo genialna...

2. Moderat- Moderat
Genialna, równa płyta. Genialne poszczególne kawałki w tym mój ulubiony A New Error. Genialne teledyski. No i do tego genialny koncert na Audioriver. Może przesadzam, ale moim zdaniem projekt Moderat to swego rodzaju nowa jakość we współczesnej elektronice.

3. Miike Snow- Miike Snow

Na słuchaniu tej płyty w MP3 prawie bez przerwy upłynęło mi dobrych kilka tygodni. Świetne bujające melodie, dobre teksty i spójność. Gdy słucham tego albumu na mojej tewrzy od razu gości uśmiech.

4. Lee Fields & The Expressions - My World
Jedyny przedstawiciel soul'u i funk'u w zestawieniu.Wyróżnienie za świetne, odprężające melodie, znakomite teksty i za to, że dzięki temu albumowi można bez żadnych problemów przenieść się w lata 70-te.


5. Lukid- Forma
Niepozorny album, który chyba nie pojawił się jeszcze w żadnym z czytanych przeze mnie zestawień. Do tej płyty Luke'a Blair'a szczególnie ostatnio powracałem bardzo często, a to dzięki jego umiejętności łączenia IDM'u, downtempo z elementami ambientu. Mam nadzieję, że dzięki temu podsumowaniu ktoś oprócz mnie doceni tę płytę.

Najlepsza płyta około minimalowa


1. Jacek Sienkiewicz- Modern Dance
Jeśli chodzi o dylematy, to przy tej kategorii były one największe. Najważniejszym z nich był wybór najlepszego albumu. Po długich rozmyślaniach postanowiłem przyznać I miejsce Jackowi Sienkiewiczowi. Za co?? Przede wszystkim za spójność. Tej płyty nie da się słuchać w kawałkach, w rozbiciu na pojedyncze utwory. Dopiero przesłuchanie Modern Dance w całości pokazuje geniusz tego albumu i jego twórcy. Najbardziej przemyślana płyta roku.

2. Dilo- Waheira
Objawienie końca roku. Najlepsza w tym roku fuzja minimal techno i IDM'u, plus ogólne wrażenia artystyczne, sprawiają że mój podziw dla tej plyty rośnie z każdym przesłuchaniem.

3. DJ Sprinkles- Midtown 120 Blues
Sytuacja podobna do The XX- wcale nie trzeba grać głośno, aby uzyskać pożądane efekty. Ta płyta powinna być puszczana na wszystkich terapiach antystresowych.

4. Masomenos - The Third Eye Album
Kolejny powszechni niedoceniony album, a dla mnie jedna z najlepszych płyty. Wydawnictwo Masomenos to dowód na to, że mozna stworzyć gorącą, parną wręcz atmosferę bez używania tandetnych chwytów. Minimal, który buja...

5. Manuel Tur- 0201
Niepozorny album, który ma jednak w sobie tyle wdzięku i świeżości, że mógłby obdzielić nimi ze trzy inne. Wyróżnienie za jakąś taka nieśmiałość...


Najlepsza kompilacja:



1. Balance 014- Joris Voorn
W tym roku król jest tylko jeden. Joris Voorn i jego genialne Balance 014 sprawili, że wybór kompilacji był dziecinnie prosty. Oby tak dalej!!!

2. Omar S- Fabric 46
Wg Resident Advisor najlepsza kompilacja roku... Gdyby nie Balance 014 u mnie byłoby tak samo. Fabric 46 to wielki powrót Detroit techno i narodziny "nowej-starej" gwiazdy. Trzymam kciuki!!!

3. Dj Koze- Reincarnation

Podobnie jak w przypadku Omara S, mamy do czynienia ze swego rodzaju kompilacją autorską, które zasługują na szczególny szacunek. Ktoś powiedział, że Dj Koze ozłaca wszystkie produkcje, za które się weźmie. To wydawnictwo jest tego najlepszym dowodem.

4. Chromeo- DJ Kicks
Jeśli uznać to wydawnictwo jedynie za wstęp czy zapowiedź nowego autorskiego albumu panów z Chromeo, to ja się zaczynam bać... Album aż promieniejący energią, pomysłami i radością. Chciałoby się powiedzieć "Przygotujcie się i prostujcie ścieżki Panom..."

5. Prins Thomas- Live At Robert Johnson
Skomplikowany, niełatwy ale z to genialny miks jednego z najważniejszych przedstawicieli sceny disco. Aby było znakomicie, wcale nie musi być lekko i łatwo. Bo przyjemnie to być musi...

Wyróżnienie:
Permanent Vacation- Selected Label Works. Zapomniałem umieścić w zestawieniu...

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Guy Gerber- My Invisible Romance


Jeszcze rok się nie skończył, jeszcze nie zdążyłem dokonać podsumowania (powinno być jutro) a tu na sam koniec wychodzi COŚ tak niesamowitego...

Tym czymś jest najnowsze wydawnictwo izraelskiego producenta Guy'a Gerber'a, który zasłynął wydaną w 2007 roku, powszechnie chwaloną płytą pt. Late Bloomers. Album ten bardzo często ląduje w moim odtwarzaczu, a to dzięki wakacyjnemu urokowi i progresywnemu brzmieniu. Teraz doczekał się chyba swojego zastępcy...

Najnowsze wydawnictwo Izraelczyka nosi tytuł My Invisible Romance i ukazało się sumptem labelu Supplement Facts Records, dla którego wydają również tacy producenci jak Michael Clesis, Yakine czy David K.

Jaki jest ten album?? Przede wszystkim zaskakujący. Na Late Bloomers królowały dźwięki z gatunku deep/tech-house okraszane brzmieniami z kręgu progressive house, więc i tym razem spodziewałem się czegoś podobnego. I oto zaskoczenie. Ten album to prawdziwa esencja minimal techno, który dopiero w końcówce nieco łagodnieje, ale też nie na długo. Już ostatni kawałek Livia Bang The Drums (Drums Version) przywraca tej produkcji prawdziwie minimalowego ducha. Na płycie znajduje się tylko 8 kompozycji, ale za to o słusznej singlowej długości, która jednak nie męczy w żaden sposób. Gerber osiągnął ten efekt dzięki wielowarstwowości każdego z utworów. W każdym z nich, oprócz pierwszoplanowego motywu, dzieję się tak dużo, że człowiek siedzi i słucha z otwartą gębą (dokładnie tak samo jak w przypadku filmu Dom Zły, gdzie drugi plan jest przynajmniej tak samo, lub nawet ważniejszy od pierwszego).

Guy Gerber- My Invisible Romance

Każdego z tych utworów słucha się, jak zupełnie innej historii, tak jakby stanowiły pojedyncze single. Jednak w momencie gdy odsłuchuje się album w całości, okazuje się że wszystkie one tworzą jedną, niesamowicie spójną całość. Z tych historii najmocniej przemawiają do mnie Far Away So Close



i Ei Sheket (ten operowy motyw...)


Jest to album, na którym nie ma parkietowych sztosów, mogących porwać od razu do tańca. Jest to jednak z całą pewnością płyta wypełniona perfekcyjnie wyprodukowanymi, dogłębnie przemyślanymi i inteligentnymi utworami wprost stworzonymi do rozmyślań. Gdyby nie to, że dokonałem już nominacji do tegorocznych Muzycznych Śliwek, to na pewno uwzględnił bym My Invisible Romance i postawił go na baaaardzo wysokiej pozycji...

sobota, 19 grudnia 2009

Tracki roku

Śladem Bookerbus'a postanowiłem sporządzić własną listę utworów, które urozmaiciły mój osobisty 2009 rok. Zaczynamy!!! (kolejność przypadkowa)

1. Savage- savage - Twothousandnine
Wieli powrót italo. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wyjdzie jego LP


2. Martin Schulte - Cold Heart (Marko Furstenberg remix)
Co tu dużo mówić- genialny kawałek


3. Reboot- Caminado
Już po raz któryś... Przepraszam...


4. Joker- Digidesign
Bez komentarza...


5. Radio Slave - Neverending
Rzadko kiedy tytuł pasuje tak idealnie do utworu. Niech się nigdy nie kończy...


6. The XX - Infinity
Cos z tej płyty musiało się pojawić. Każdy kawałek jest sam w sobie niesamowity, ale postanowiłem wrzucić ten.


7. Levon Vincent - Double Jointed Sex Freak Part 2
Jedno z odkryć tego roku. Uwielbiam kawałki, które rozwijają się w ten sposób.


8. Animall Collective- My Girls
Właściwie jedyny kawałek z najnowszej płyty Animal Collective, który mi się spodobał. Ale za to jaki...


9. Martyn - Elden St (Sebo K Watergate Edit)
Buja straszliwie, ale w ten unikalny, subtelny sposób. Coś wspaniałego!!!


10. Krystyna Prońko - Byłeś, jesteś, będziesz mój (Funk Off 'DJ FRIENDLY' Edit)
Staroć, ale co tam. Odkryłem ten kawałek dopiero w tym roku i uważam, że jest niesamowity. Jedyna polska perełka w zestawieniu.


11. Moderat- A New Error
Wymarzony początek genialnego albumu. No i ten teledysk...


12. Dinky- Ceramik
Najlepszy utwór ze znakomitej płyty Dinky. Mogę słuchać tej kompozycji właściwie cały czas.

środa, 16 grudnia 2009

Reboot- Essentian MIx


Kiedyś wspominałem, że objawieniem roku jest dla mnie Sven Weissemann. Teraz muszę nieco skorygować moją wypowiedź, bo prawda jest taka, że równym mu objawieniem 2009 roku jest dla mnie Reboot, o którym pisałem na blogu w związku z jego niesamowitą produkcją pt. Caminando.

Reboot to pseudonim Frank'a Heinrich'a, jednego z najważniejszych przedstawicieli frankfurckiej sceny techno. O jego pozycji może świadczyć to, że w swojej karierze wydawał w takich labelach jak Cadenza, Cocoon, Below czy Cecille. Rok 2009 to zdecydowanie jego rok. Obok tak niesamowitych produkcji jak Caminando czy Hello Sweden, jest współtwórcą jednej z najlepszych kompilacji mijającego roku. Chodzi oczywiście o dwupłytówkę From Frankfurt to Mannheim, na której wraz z Saschą Dive pokazał jak powinny brzmieć tego rodzaju produkcje. O tym, że zachwycam się nim nie tylko ja świadczy najlepiej fakt uznania Reboot'a za drugiego w kolejności live act'owca roku przez portalu Resident Advisor (zaraz po niesamowitych panach z Moderat).

Reboot - Essential Mix - 12-12-2009

Dziś chciałbym Wam zaprezentować Essential Mix, który Frank Heinrich stworzył na potrzeby audycji Pete'a Tong'a w BBC Radio1. Tak jak się spodziewałem podcast ten kopie od samego początku do samego końca. Jego sty to mieszanina techno, minimalu deep-house'u i odlschool'owego house'u, czego dowodem jest niniejszy podcast.Najlepsze jest w nim to, że przez te 2h przewija się tylko 16 kawałków, więc mamy okazję do w miarę dokładnego ich przesłuchania. A co jest na tym miksie?? Same świeżynki, które ciężko znaleźć gdziekolwiek do odsłuchu. Już teraz wiem, że np. kawałek Guido Schneider pt. Eijeijeijei będzie rządzić w przyszłym roku. Nie wierzycie? Przesłuchajcie ten podcast, a będziecie wiedzieć w którym kierunku pójdzie taneczna elektronika w roku 2010...

Mam nadzieję, że będzie nam dane posłuchać Reboot'a na przyszłorocznym Audioriver lub Unsound.

Na zakończenie jedna z produkcji Reboot'a- Hello Sweden

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Nominacje


Czas na przedstawienie nominacji do moich osobistych nagród za rok 2009.

Najlepsza płyta, z której kawałek mógłby polecieć w Trójce w biały dzień...
1. The XX- The XX
2. The Flaming Lips- Embyonic
3. Lukid- Forma
4. Kero One- Early Believers
5. Lee Fields & The Expressions - My World
6. Toro Y Moi- Causers Of This
7. The Whitest Boy Alive- Rules
8. Modreat- Moderat (ostatnio słyszałem A New Error w Trójce...)
9. Speech Debelle -Speech Therapy
10. Miike Snow- Miike Snow

Najlepsza płyta około minimalowa (w szerokim rozumieniu tego dziwnego terminu):
1. Masomenos - The Third Eye Album
2. Kaito-Trust
3. Jacek Sienkiewicz- Modern Dancer
4. Anthony Collins- Doubts And Shouts
5. Dinky- Anemik
6. Dilo- Waheira
7. Claude Vonstroke- Bird Brain
8. Manuel Tur- 0201
9. Move D & Namlook- The Evolution Of
10. Monolake- Silence
11. Mathias Kaden- Studio 10
12. DJ Sprinkles- Midtown 120 Blues

3. Dub techno:
1. Pablo Bolivar- Recall
2. P. Laoss- Landscapes and Machines
3. Quantec- Cauldron Subsidence
4. Redshape- The Dance Paradox
5. Fluxion- Constant Limber
6. Newworldaquarium- The Dead Bears
7. F.L.O.- Under Your Star EP
8. Martin Schulte- On the Moon
9. Joergmueller- Mjiu
10. Luke Hess- Light In the Dark

4. Kompilacja:
1. DJ rupture and Matt Shadetek - Solar Life Raft
2. Chromeo- DJ Kicks
3. Watergate 04- Mixed By Sebo K
4. Fabric 46- Omar S
5. Fabric 50- Martyn
6. Faric 49- Magda
7. Fabric 48- Radio Slave
8. From Frankrurt to Mannheim- Reboot & Sascha Dive
9. Balance 014- Joris Voorn
10. Prins Thomas- Live At Robert Johnson
11. Hercules Love Affair – Sidetracked
12. Dj Koze- Reincarnation

Nie ma kategorii dubstep, bo mało go słucham ostatnio. Nie chcę nikomu podpaść...
Zestwienie singli powinno się pojawić jutro.

Fonoteka 5


Właściwie moje życie muzyczne mogłoby się toczyć od jednej Fonoteki do drugiej... Nie jestem gołosłowny, bo dokładnie dziś ukazała się kolejna, 5 już edycja tego znakomitego wydawnictwa. Muszę stwierdzić, że opłacało się czekać.

Fonoteka 5

Jaka jest Fonotek 5? Na pewno świeża, dopracowana w każdym calu, po prostu genialna. Jak wszystkie poprzedniczki z resztą. Tym mamy jednak do czynienia z albumem nieco bardziej melancholijnym, zimowym i refleksyjnym, wprost idealnym na długie grudniowe wieczory, albo spacery po przyprószonych śniegiem chodnikach. Właściwie jedynym ( obok Na Złamanie Karku w wykonaniu Potr Figiel Esemble) skoczniejszym kawałkiem na płycie jest kompozycja Jadwigi Strzeleckiej pt. Ech, ty masz styl, który łączy w sobie znakomitą melodię i świetny niebanalny tekst. Jak dla mnie jet to jedna z najlepszych polskich piosenek, jakie kiedykolwiek miałem okazję usłyszeć...



Oprócz tego na Fonotece 5 znajdziecie znakomite kompozycje Czesława Niemena, Alibabek, Haliny Żytkowiak czy Zbigniewa Selferta (niesamowite For the Love of You) przeplatane klimatycznymi dialogami i fragmentami muzycznymi.

POZYCJA OBOWIĄZKOWA!!!!!!!!!!!!!!!

sobota, 12 grudnia 2009

Kolombo - Açai


Dziś chciałbym podzielić się z Wami utworem, który usłyszałem wczoraj w Carycy w trakcie niesamowitego występu dj'a Double:U.

Najpierw parę słów o samej bibie... Wybrałem się na nią zaraz po jakże ekscytującej walce Pudziana z Nejmanem (mam już pomysł na demotywatora) z zamiarem spędzenia w klubie góra dwóch godzin... Jak to jednak w życiu bywa troszkę się to wszystko przedłużyło i wróciłem o 5. A to wszystko z powodu niesamowitej muzy, którą Double:u uraczył zgromadzonych. Deep-house wymieszany z siarczystym techno, trochę trance'u, ale przede wszystkim znakomite minimale sprawiły, że nie mogłem przestać się bawić. Do tego doszła osoba samego dj'a, który nie dość, że czerpał z grania radość, to jeszcze okazał się być bardzo miłym człowiekiem. Gdy tylko komuś spodobał się jakiś wałek mógł spokojnie podejść do konsoli, zapytać i już winyl wędrował do jego ręki. W taki właśnie sposób zdobyłem ID tego kawałka...



Utworem tym jest Açai wyprodukowany przez Kolombo. To jest wprost niewiarygodne, że ten człowiek jest tak słabo znany (ja sam odkryłem go wczoraj), bo lista jego wydawnictw w portalu discogs robi naprawdę ogromne wrażenie.

Jeśli chodzi o sam utwór... Dla mnie jest to muzyczny majstersztyk. Niby prosta melodia, ale ten groove, wyczucie i spowolnienia wprowadzają mnie niemal w stan hipnozy i sprawiają, że nie mogę przestać tupać nogą. Mogę go słuchać non stop... Jeżeli ktoś chce się poczęstować, to:

Kolombo - Açai

Jeszcze wracając do samej imprezy. Dawno nie słyszałem rodzimego dj'a występującego w Krakowie, który zagrałby tak różnorodnie, niekomercyjnie (bez znanych parkietowych sztosów) i tak dobrze technicznie (uzywanie jednego wałka- In the Village David'a Harness'a- w różnych wersjach i z różnymi efektami). Moim zdaniem była to impreza roku w 2009 w Carycy.

P.s. Jutro powinienem zamieścić moje nominacje do Muzycznych Śliwek 2009, a werdykt ogłoszę pewnie za jakiś tydzień. "Najgorsza" jest w tym wszystkim klęska urodzaju, która sprawiła, że dobrych albumów wyszło mnóstwo (i dalej wychodą), a trzeba wybrać tych 5-10...

środa, 9 grudnia 2009

Paul Kalkbrenner- Berlin Calling Vol.2


Dziś usłyszane, dziś polecone- najnowszy singiel Paul'a Kalkbrenner'a o nazwie Berlin Calling Vol. 2 Jak to zwykle na singlach bywa tylko dwa kawałki, ale za to jakie... Coś całkowicie innego niż na ścieżce dźwiękowej do Berlin Calling, gdzie dominowały raczej nastrojowe i relaksujące kompozycje. W tym przypadku mamy do czynienia z iście siarczystym uderzeniem. Nie ma tu wielkiej filozofii, ale moc , basss i groove. Po co więcej? Nie wiem, który kawałek lepszy- Bengang czy Torted... Chyba oba równie znakomite i równie bujające.

Paul Kalkbrenner- Berlin Calling Vol.2

Do zabawy!!!

wtorek, 8 grudnia 2009

I Ty możesz być DJ'em!!!!!!!

To co przed chwilą znalazłem totalnie zryło mi mózg. Już padł plan zorganizowania mieszkaniówki na 3 laptopy. Kto mi powie, że choć przez chwilę nie mogę poczuć się jak członek Moderat??



Bawcie się!!!

niedziela, 6 grudnia 2009

Dilo- Waheira


Hmmm... Wspominałem juz na blogu kilka razy, że obecny rok bije całokowicie na głowę poprzedni. Zdanie to wydaje się banalne do momentu, gdy posłuchacie mojej dzisiejszej propozycji. Ten album to dowód, który potrafiłby skazać rok 2008 na kare śmierci... No i do tego album, który wywraca mój wstępny tegoroczny ranking...

A rzecz rozchodzi się o album Dilo pt. Waheria, który został wydany przez baaaardzo zacny label o nazwie Igloo Rec., w którym swoje prodkcje wydają takie tuzy ja Butane czy Mujuice. Dilo, to pseudonim Argentyńczyka Juana Franco Di Lorenzo, który nagrywa także pod pseudonimem Elephant Pixel. Jego produkcje ukazywały się do tej pory w między innymi w takich wydawnictwach, jak Telegraph, Einmaleins, LessIzMore, Esperanza, Adjunct, Minus, Unfoundsound, Soma, co oznacza, że ten człowiek ma naprawdę talent. Waheria jest tego najlepszym dowodem...

Dilo- Waheira

No a muzyka na tym albumie, to to czyściutki i zajebiście klarowny 90% minimal z domieszką niesamowitego IDM'u (Bleach, Walking On the Thin Ice). Rzadko zdarza się, żebym polecał coś juz po pierwszym przesłuchaniu, ale jeśli chodzi o tę płytę, to uczucie obcowania z arcydziełem wystapiło już w trakcie pierwszej minuty pierwszego utworu. Nie jest to na pewno muzyka, która ma za zadanie bujać i ruszać dupskiem, ale moim zdaniem zamiarem autora było stworzenie tła do kontemplacji. Każda z kompozycji trwających- jak przystało na minimal- po 6 i więcej minut (z wyjątkiem jednej), składa się z kilku, znakomicie zespolonych warstw. To minimal tylko z nazwy, bo tak naprawdę mamy w tym przypadku do czynienia z misterną konstrukcja, która nie ogranicza się do użycia paru hipnotyzujących elementów. Najlepszym dowodem na to jest utwór An Iceberg And A Caribou (Sebastian Cohen Remix), gdzie subtelny motyw perkusyjny sprawia, że odlatuję...

Spójrzmy prawdzie w oczy. Gdyby ta płyta nie była tak zajebista, to nie zamieszczał bym jej o tej godzinie i w dodatku po imprezie. Ta płyta proklamowała we mnie stan wyjatkowy, którym nie mógłbym się z Wami nie podzielić, choćby o 4.30 nad ranem.

wtorek, 10 listopada 2009

Podcast day


Jakoś tak wyszło, że dziś postanowiłem przesłuchać zgromadzone przez mnie ostatnio podcasty. Okazało się, że był to najlepszy wybór jakiego mogłem dokonać...

1.
Na pierwszy ogień idzie FACT Mix 98 stworzony przez mojego ulubieńca Jimmy'ego Edgara, który wsławił się swego czasu nagraniem genialnej płyty Colour Strip. (Tutaj dygresja... Odkryłem ten album kilka lat temu dzięki recenzji Artura Rojka zamieszczonej w Kulturze- dodatku do Dziennika. Czy teraz mógłbym odkryć podobną płytę?? Na pewno nie. Po pierwsze tenże dodatek liczy teraz chyba 4 strony na krzyż, a po drugie z tego co wiem nie ma w nim działu "muzyka". W wyborczej polecają tylko jazz i klasykę, a w Polityce... Lepiej nie mówić co nam proponuje pan Pęczak... Przykre to.)

FACT Mix 98- Jimmy Edgar

Ale wracam do miksu. Najważniejsze jest w nim to, że w ogóle powstał, bo na jakąś produkcję Edgara czekałem już od dłuższego czasu. Miks trwa niestety tylko 33 minuty, ale i tak spełnił moje oczekiwania w 100%. Sporo disco, sporo syntezatorów, sporo brudnych, skrzypiących dźwięków, czyli Jimmy Edgar takiego, jakim go pamiętam. Miks ten dostępny jest jeszcze przez jakieś dwa tygodnie więc się spieszcie ze ściągnięciem. (Tracklista w komentarzach)


2.
W drugi miks zaopatrzyłem się dzisiaj i jest to cotygodniowe wydawnictwo Resident Advisor
. Za najnowszym podcastem stoi Dor Levi, czyli izraelski Dj powiązany z wytwórnia Dial (Lawrence, Efdemin, Carsten Jost...). Przyznaje, że nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Tym większą niespodzianą było dla mnie spotkanie z jego produkcją.


RA.180 Dor

Jego podcast, to 70 minut deep-house'owego ciepła, które idealnie pasowało się w ten, pod względem pogody, ch... dzień. Ciało samo buja się w rytm muzyki. (Tracklista w komentarzach)

3.
Powrót do magazynu FACT. Otóż najnowszy podcast dla tego wydawnictwa nagrał Sven Weisemann, czyli jak dla mnie największa objawienie obecnego, 2009 roku. Po takich produkcjach jak Groove CD #119/N°28, epce Xine Zeo, dopiero co wydanym albumie Xine (bardzo doby choć mam pewne zastrzeżenia), nie mam żadnych wątpliwości, że wygra w moim osobistym plebiscycie w kategorii "Osobowość 2009". No a teraz jeszcze dochodzi ten podcast...

FACT Mix 99 - Sven Weisemann

Cóż mogę o nim napisać... Jest po prostu zajebisty. Spodziewałem się czegoś stricte ambient'owo-dub'owego, a dostałem 80 minutowy przekrój współczesnej muzyce elektronicznej. Głęboki deep-house'owy początek, szczypta dub'u i dub techno, trochę minimali, a potem odprężający house i detroit techno. No i końcówka... Niestety nigdzie nie mogę znaleźć tracklisty więc nie wiem jaki jest tytuł ostatniego zremiksowanego kawałka. Znam go na pewno, ale nie pamiętam kto go nagrał. Jeśli ktoś wie co to jest, to proszę o info!

Miks można ściągać jeszcze przez jakieś 2 tygodnie, więc się spieszcie. Dla mnie jest to pozycja obowiązkowa!

środa, 4 listopada 2009

Kollektiv Turmstrasse


Dziś post monotematyczny, bo dotyczący tylko jednego projektu, którego twórczość od jakiegoś czasu prawie nie opuszcza moich słuchawek. Chodzi o niemiecki duet Kollektiv Turmstrasse. Nie wiem jak to się stało, że odkryłem chłopaków dopiero kilka dni temu, ale grunt, że odkryłem i mogę się tym znaleziskiem podzielić z Wami. No a jest czym się dzielić...

Gdy spojrzeć na ich konto na portalu Discogs, to łatwo stwierdzić, że ich dorobek producencki jest bardzo bogaty. Obok jednego albumu długogrającego Christian Hilscher i Nico Plagemann wydali kilkanaście singli i EP'ek, z których jedna jest lepsza od drugiej. To co prezentują, to genialny, soczysty minimal i tech-house, który sprawia, że ciężko usiedzieć w miejscu. Oto dwie próbki...





Jeśli się Wam spodobało, to zachęcam do przesłuchania ich najnowszego Live Promo Mixu (wydany dla Ostwind Records), którego tracklista składa się wyłącznie z ich autorskich produkcji bądź stworzonych przez nich remiksów.

Kollektiv Turmstrasse- Live Promo Mix


Słuchając tego albumu stwierdziłem, że jeśli będą gdzieś grać w Polsce, to jadę w ciemno. Dobrze, że za marzenia nie zamykają, więc... może pokwapią się przyszłoroczne Audioriver albo Unsound...

A jako bonus ten oto nieprawdopodobny, miażdżący kawałek- Holunderbaum (Rumpel Mix)

niedziela, 1 listopada 2009

:)

Dobry kawałek i jeszce lepszy klip. Polecam!

Hecq Vs Exillion - Spheres Of Fury from Tim.Chris.Film on Vimeo.

sobota, 31 października 2009

Historia Polskiego Rock'a

Jak pewnie się już zorientowaliście, że nie jestem wielkim fanem rock'a, ale w zamian jestem wielkim miłośnikiem dobrej muzyki w ogóle. Dlatego też muszę Wam zareklamować pewne wydarzenie, które nie jest moim zdaniem wypromowane w sposób wystarczający (być może ze względu na skromny rozmiar sali kinowej).

Chodzi o cotygodniowe projekcje sześcioodcinkowego serialu Historia Polskiego Rock'a, które mają miejsce w krakowskim Kinie 18 (tam gdzie Pauza, ale piętro wyżej) w każdy czwartek o 20 (w Warszawie można go obejrzeć chyba w CDQ). Niestety nie dane mi było obejrzeć pierwszego odcinka, ale drugi, który widziałem, zmiażdżył totalnie. Ta produkcja to zbiór ogromnej ilości ciekawostek, wywiadów i nagrań archiwalnych, które świetnie pokazują świat polskiego rock'a w różnych okresach. Kolejny odcinek pt. Ku przyszłości, będzie opowiadać o początkach polskiego punk'a, więc na pewno będzie ciekawie. Pozycja obowiązkowa!

Więcej informacji na stronach Fundacji Pauza i Filmpolski.pl

Jako suplement kawałek, który odkryłem dzięki temu serialowi (Wiem.. wstyd, że tak późno)

środa, 28 października 2009

Polski shit

Po mistycznych wręcz przeżyciach na Unsound nadszedł czas powrotu do polskiej, szarej, gównianej muzycznej rzeczywistościi (z chlubnym wyjątkiem Printempo oczywiście). Jaka ona jest każdy słyszy. Ja zwrócę uwagę tylko na kilka "produkcji":

1. Agnieszka Chylińska- Nie Mogę Cię Zapomnieć



Ten kawałek słyszeli już chyba wszyscy. Nie byłem nigdy wielkim fanem ONA, ale szacunek dla tej grupy mam i uważam ją za jedną z najlepszych w latach 90-tych. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że Agnieszka pójdzie droga Grzegorza Skawińskiego, ale stało się. Efekt?? Heh...

2. Sidney Polak- Skuter



Najnowszy hit wybijającego się na niepodległość członka T-Love. Przy tym kawałku nawet Chomiczówka brzmi znakomicie. Tak w ogóle to powinni mu wlepić mandat. Nie, nie za tekst, ale za to, że w teledysku jeździ bez kasku.

3. Candy Girl- Yeah!



Dziewczyna i zarazem protegowana Dj Adamusa... W sumie czego może się spodziewać? Nie wiem kurwa co to jest!!! Jakieś połączenie Lady Gaga i Bani u Cygana. Pomysł na kawałek genialny- jedna zwrotka powtarzana dwa razy i refren w nieskończoność. Ale ludzie i tak będą tego słuchać i jestem pewien, że kiedyś w radio to usłyszę.

4. Stachursky- Dosko



Król polskiego popu powrócił !!! I to jak. Jego kawałek bije na głowę wszystkie pozostałe propozycje. Wpadająca w ucho, żywa melodia i życiowy tekst sprawiają, że Dosko będzie na 100% hitem w prowincjonalnych tańcbudach. Gdy słyszę ten kawałek wyobrażam sobie 5 napakowanych kolesi, jadących Golfem na imprezę. Ja chę nerwosol!!!

A na dokładkę jeszcze jeden kawałek od Jacka Łaszczewskiego.

Stachursky- Jam Jest 444


Życzę dobrej nocy, ale wiem, że po tym poście na pewno szybko nie zaśniecie.

poniedziałek, 26 października 2009

Unsound 23.10.2009



Po świetnym czwartku nadszedł najbardziej oczekiwany przeze mnie dzień festiwalu, czyli koncert Biosphere i impreza SoundProof 1: DETROIT MUTATIONS.

Koncertom w kościele św. Katarzyny poświecę zaledwie kilka słów, nie ma za bardzo o czym pisać. W sumie nie wiem za bardzo czego spodziewałem się po Geir Jensenie, ale na pewno nie tego co usłyszałem. Liczyłem na coś żywszego i bardziej hipnotycznego, a w moim odczuciu 80% jego występu stanowił baaaaaardzo powolny wstęp. Radość sprawiła mi tylko żywsza końcówka, ale zanim przełożyła się ona na zachwyt, Biosphere zszedł ze sceny. Jednym słowem spory zawód...

Ale i tak w mojej opinii był to koncert dużo lepszy od tego co zaprezentował duet Stars of the Lid. Nawet gdyby na scenie towarzyszyła im stuosobowa orkiestra, to i tak niczego by to chyba nie zmieniło. Momentami było nieźle, szczególnie gdy człowiek zaczął się przyglądać wizualizacjom przemykającym się po ścianach, ale gdy wracałem wzrokiem na scenę czułem się bardzo znudzony. Było to uczucie do tego stopnia spore, że wyszedłem przed bisami.

Nie przeczę, ze wielu ludziom oba koncert mogły się bardzo podobać, ale moim zdaniem z szumnie zapowiadanego punktu kulminacyjnego festiwalu wyszły nici.

Jedynym ratunkiem przed popadnięciem w melancholię była impreza w Manggh'dze, która okazała się być jeszcze lepszą niż ta z poprzedniego dnia.

Wszystko rozpoczął jeden z moich ulubionych producentów, czyli Omar S, który zagrał dokładnie tak jak się spodziewałem i tak jak tego oczekiwałem. W pierwszej wersji line-up'u miał on grać na zakończenie imprezy, ale względy logistyczne sprawiły, że przypadło mu właściwie zadanie supportowania reszty stawki. Trzeba przyznać, ze wywiązał się z tego znakomicie. Jego występ był prawdziwą esencją Detroit Techno przeplatanego być może lekko kiczowatymi wałkami disco. Usłyszałem dokładnie te jego produkcje, o których usłyszeniu marzyłem czyli genialne Strider's World, Still Serious Nic i Flying Gorgars. Mistrzostwo!

Następny w kolejce był Martyn, który zanim rozpoczął swój występ, musiał zmierzyć się ze złośliwością rzeczy martwych i doprowadzić do porządku swój sprzęt. A gdy już to nastąpiło i zaczął grać... to okazało się, że jego set stał się dla mnie objawieniem imprezy. Bo gość znany przeze mnie głównie z dubstep'owych produkcji zagrał naprawdę kawał soczystego techno i tech-house'u. Ale tak naprawdę najlepsze moim zdaniem było to, że jego muzyka utrzymana właśnie w stylu techno, mnie wydała się jakby żywcem z imprezy dubstep'owej. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale moim zdaniem jego wizją było pokazać jak wiele dubstep zawdzięcza muzyce techno i że można je z powodzeniem połączyć w spójna i znakomitą całość. Naprawdę bardzo chciałbym usłyszeć jeszcze raz, na spokojnie jego set. Może ktoś to nagrywał???
Ale tak naprawdę Omar S i Martyn, choć to niezaprzeczalne gwiazdy, stanowili jedynie przystawkę do dania głównego, na które wszyscy czekali. Tym daniem głównym był nie kto inny jak, Rober Henke czyli Monolake, który miał wystąpić live w systemie dolby surround. Tłok, który zrobił się przed samym stołem dj'skim świadczył o tym, jak bardzo ludzie czekali na ten występ. Czekali i czekali, bo choć muzyka Monolake leciała z głośników (i to jakich!!!) to jednak sam artysta za nic nie chciał pojawić się za konsolą. Zupełnie niespodziewanie (przynajmniej dla mnie) okazało się, że Robert Henke będzie grać nie z normalnego miejsca, ale z widowni, co od razu sprawiło, że największy tłum zrobił się w dawnym końcu parkietu.

A jeśli chodzi o muzykę... Nigdy wcześniej nie słyszałem tak czegoś nieprawdopodobnego . Złożyła się na to oczywiście muzyka (skomplikowana, głęboka i połamana), jak i znakomite nagłośnienie. Ten zapowiadany system dolby surround naprawdę było czuć! No i niesamowity bas od, którego podłoga dostawała ogromnych drgań. Jak dla mnie jego set mógłby trwać dwa, albo i trzy razy dłużej... Niezaprzeczalnie najlepszy występ całego festiwalu!!!


Wielka szkoda, ze Monolake nie zagrał dłużej, ale w kolejce już czekały ostatnie gwiazdy tego wieczoru- Deuce Dj Team czyli Shed i Marcel Dettmann, którzy w Krakowie mieli zagrać swój pierwszy wspólny set. A zrobili to znakomicie. Ich zadaniem było doszczętne zniszczenie parkietu na sam koniec imprezy i zdaję się, że wykonali ten plan w 100%. Ich set stanowił potężna dawkę soczystego, mrocznego i oszczędnego techno. Jak dobry był ten występ świadczy fakt, że nawet po ponad godzinie gry i włączonych światłach, na parkiecie nadal pozostawało kilkadziesiąt doskonale bawiących się ludzi.

Niestety ja do nich nie należałem. Zmęczenie materiału dało o sobie znać i ok 4.30 postanowiłem udać się na spoczynek. Mimo że wyczerpany, to jednak uśmiechnięty i szczęśliwy.

To była właśnie ta impreza na która czekałem cały rok!

niedziela, 25 października 2009

Dowody

Oto dwa filmiki z czwartkowego występu Moishe Moishe Moishele. Niestety nawet w połowie nie oddają tego co działo się wtedy na parkiecie.





Relacje z pozostałych dni jurto albo we wtorek. Napisanie tych postów wymaga ode mnie troszkę większego wysiłku intelektualnego, a ja dziś nie jestem wstanie go podjąć. No i za chwilę wychodzę na Unsound Afterparty (Pole, Pantha du Prince i Philip Shereburne). Będzie się dziać!

A na dokładkę mini kompilacja Munich Disco Tech Vol. 5 wydana przez label Great Stuff Recordings. Jeśli szukacie kontemplacji, to źle trafiliście.

Munich Disco Tech Volume 5


To muzyka spod znaku "rusz dupę i chodź się bawić". Oto próbka- najlepszy kawałek z tego wydawnictwa. Buja niesamowicie.

piątek, 23 października 2009

Unsound 22.10.2009


Długo czekałem na na ten dzień... Ale opłacało się, bo rozpoczęcie mojego osobistego festiwalu Unsound było naprawdę genialne i to zarówno z powodów muzycznych, jak i towarzyskich.

Cała przygoda rozpoczęła się dla mnie od wizyty w Filharmonii Krakowskiej, gdzie miałem posłuchać James'a Blackshaw'a i Johann'a Johannsson'a. Powiem szczerze, że nie znam dobrze twórczości żadnego z nich, ale po tych występach wiem, że muszę nadrobić zaległości. Szczególnie jeśli chodzi młodego brytyjskiego gitarzystę, który uprzytomnił mi, że z gitary można wycisnąć naprawdę niesamowite dźwięki. Z resztą trudno się dziwić, jeśli ma się instrument zaopatrzony w 12 strun. Słuchałem jego kompozycji i odpływałem w siną dal. Największe wrażenie zrobił na mnie drugi zagrany przez niego utwór (nie znam tytułu). Po takim wstępie gorzej już być nie mogło, więc z niecierpliwością czekałem na występ Johann'a Johannsson'a w towarzystwie 30-osobowej Sinfonietty Cracovia.

Niestety wbrew moim oczekiwaniom pierwsze 15-20 minut koncertu mnie znudziło. Wydawało mi się, że dźwięk był zbyt cichy i zbyt płaski. Czekałem na coś mocniejszego, a tu z lekka wiało nudą... Ale z minuty na minutę występ nabierał rumieńców i coraz częściej zaczęły mnie przechodzić ciary po plecach. Aż nastąpiło coś niesamowitego... Chodzi o przedostatni utwór tego występu (nie licząc bisu), który już od pierwszej sekundy zapowiadał się niesamowicie. Bo ku mojemu zdziwieniu rozpoczął się on od ciężkiego, monotonnego, technicznego i przytłumionego bitu (tak jakby sąsiad robił za ścianą imprezę w klimacie techno). Dźwięk ten narastał i narastał, aż w pewnym momencie do walki wzięła się orkiestra, czyli muzyka klasyczna. Walka o to kto głośniej trwała dobrych kilka minut, w czasie których zachwyt nie opuścił mnie ani na sekundę... I wtedy sąsiadowi wywalają korki (techniczny bit milknie) i pozostaje tylko słodka i coraz cichsza melodia grana przez orkiestrę. W tym przypadku muzyka klasyczna odniosła zwycięstwo nad muzyką elektroniczną...

Po koncercie zabrało mi trochę czasu, żeby się ogarnąć, ale perspektywa imprezy i dzikiego pląsania w Manggh'dze szybko włączyła w moim umyśle tryb hedonistyczny. Szybkie piwko w okolicach Bulwarów i już z nowo poznanymi ludźmi znalazłem się w miejscu, gdzie miałem się bawić przez kolejne kilka godzin.

Impreza w Manggh'dze rozpoczęła się od naprawdę mocnego i niespodziewanego dla mnie występu. Chodzi mianowicie o jakże krótki (15 minut), jakże dziwny (metal na bibie bądź co bądź elektronicznej) i jakże żywiołowego występu norweskiej grupy Next Life . A zespół to specyficzny. Składa się z trzech kolesi: frontmena i gitarzysty w jednym (1,60m, połączenie Japończyka z Eskimosem), klawiszowca (chudy jak szczapa, długie proste włosy) i last but not least perkusisty. I tu pozwolę sobie na bardziej rozbudowane porównanie...

Pamiętacie może płytę Pogodno pt. Tequila? Dla mnie jest to jeden z najlepszych polskich albumów ostatnich lat. Trzeba dodać, że dziwnym albumem, gdyż tak naprawdę jest to słuchowisko stworzone na podstawie książki Krzysztofa Vargi, przerywane piosenkami grupy Pogodno. Duża część fragmentów mówionych poświęcona jest perkusiście zespołu rockowego, którego wyobrażałem sobie dokładnie tak, jak prezentował się bębniarz zespołu Next Life. Tenże perkusista ważył z 90-100 kg, miał długie włosy i ubrany był w bundeswery koloru moro oraz białą koszulkę tirówkę (na ramiączkach). Wypisz wymaluj Gruby z Tequili. Oby nie spotkał go ten sam los co bohatera słuchowiska...

A co do koncertu, to tak jak napisałem wcześniej, trwał on niespełna 15 minut. Mały gitarzysta wyprawiał na scenie rzeczy do których przyswyczajony nie jestem. Skakał, biegał i ogólnie robił dużo zamieszania. Klawiszowiec też się mocno produkował, natomiast perkusista okazał się być niezwykle spokojnym człowiekiem. Dodać trzeba, że poziom głośności podczas tego występu był baaaardzo duży, wiec z całego serca współczułem ochroniarzom, którzy stali przy głośnikach (swoją drogą co oni sobie muszą myśleć w takich sytuacjach??)

Kolejni w line-up'ie była francuska grupa Moishe Moishe Moishele czyli przedstawiciele chasydzkiego acid house'u. Muszę przyznać, że koncert ten zrobił na mnie ogromne wrażenie. Po pierwsze przez wygląd samych muzyków, którzy ubrani byli w tradycyjne chasydzkie ciuszki. Do tego gwiazdy Dawida zarówno te prztwierdzone do instrumentów, jak i te latające. No i maca rozdawana w trakcie wystepu... A co do muzyki, to wręcz kipiała ona energią. Tradycyjne żydowskie melodie połączone z acid house'm sprawiły, że parkiet zapełnił się w momencie. Chwilami czułem się jak na żydowskim weselu, albo jeden z bohaterów Austerii Juliana Stryjkowskiego Wielkie brawa dla Mośków.
Po krótkiej przerwie na scenie pojawił się zespół The National Fanfare of Kadebostany, czyli połączone siły szwajcarskiego producenta Kadebostan'a i białoruskiej grupy Rational Diet. Była to dla mnie całkowita zagadka, gdyż oprócz informacji zamieszczonyh na stronie Unsound nie wiedziałem on nich kompletnie nic. Może to i lepiej, bo do odbioru ich muzyki przystapiłem z całowicie wolną wyobraźnią. A koncert był miażdżący. Energia, klimat i radość wypływające z każdego muzyków przełożyły się na melodie i reakcję publiczności. Tak właśnie powinno wygądać wzorcowe spotkanie muzyki elektronicznej z nazwijmy to muzyką świata. Oprócz obsługującego komputer i mikser Kadebostan'a, na scenie wystąpił jeszcze 6 innych muzyków (skrzypce, gitara, saksofon, dziwna wiolączela?), więc widok całej tej zgrai stanowił nizaprzeczalną wartość dodaną do muzyki. Cały występ był fenomenalny, ale końcówka sprawiła, ze prawie zgubiłem buty. Fragmentu kiedy The National Fanfare of Kadebostany zaczęli bawić się quasi jam session nie zapomnę na pewno na długo. Szkoda, że nie było bisów.

Wieczór zamykał szwajcarski duet dj'ski Mountaon People, który zagrał naprawdę znakomity set utzymany w klimacie energetycznego minimal/deep house. Znakomita tracklista i prostota środków sparwiły, że pląsało mi się znakomicie. Chciałbym zobaczyć ich na żywo jeszce raz.
I w taki właśnie sposów wybiła 4 a zatem idelana pora na odpoczynek. Tym bardziej, że to właśnie na piątkową imprezę czekałem z największą niecierpliwością. Czwartek był genialny, ale jak się dopiero miałem przekonać i tak był niczym w porównaniu z piątkiem...

P.s. Niestety nie znalazłem żadnych filmików, które mogłyby potwierdzić to, co napisałem. Musicie wierzyć na słowo.

czwartek, 22 października 2009

Chromatics - In the City

Niekwestionowany utwór dnia. Gdy go słucham, czuje się jak na materacu na środku jeziora w letni, gorący dzień.



Nie miał bym o jego istnieniu bladego pojęcia gdyby nie najnowsza, trzypłytowa składanka Balance 015 skomponowana przez Will'a Saul'a. Do tej pory przesłuchałem połowę i jeszcze nie wiem co o niej sądzić. Na pewno prezentuje ona coś zupełnie innego niż poprzedniczka, która wyszła spod ręki Jooris'a Voorn'a. I to zarówno pod względem objętości (teraz mamy do czynienia z trzema płytami), różnorodności (każda z trzech płyt ma prezentować inne inspiracje: disco, deep-house/techno, szroko pojęty bass), jak i techniką nagrania. Jooris zrobił coś nieprawdopodobnego łącząc w sumie ok 100 utworów. Will Saul, jeśli można tak powiedzieć, poszedł klasyczna scieżką miksowania, więc na każdy Cd skłąda się ok 20 utworów. Jaki jest efekt?? Jeszcze za wcześnie mówić, ale pierwsza część utrzymana w klimacie disco sprawia, że mam ochotę na więcej...

Z reszta jaka może być ta produkcja, jeśli znajduje się na niej tak genialny utwór???

środa, 21 października 2009

Printempo


Zaraz po zamieszczeniu wczorajszego posta wziąłem się za przesłuchiwanie najnowszego wydawnictwa zamieszczonego na stronie Fonoteki. Wczoraj pisałem, że powinniście się z tym albumem zapoznać. Dziś pisze - MUSICIE się z nim zapoznać. Dlaczego?

Printempo- Printempo


Bo Printempo to najlepsza produkcja z gatunku instrumental hip hop czy Nu-Jazz jaką słyszałem w tym roku. Dawno nie czułem się tak zrelaksowany jak podczas piecieokrotnego przesłuchiwania tego albumu. I pewnie gdyby nie pojawiające się co chwila nowości, z którymi zapoznać się trzeba (nowa znakomita płyta Claude'a VonStroke'a, o której innym razem), to słuchałbym jej non stop. Tym bardziej, że to arcydzieło wyszło spod ręki naszego rodaka. Nie wiem jak się ten człowiek nazywa, ale z jego strony myspace wynika, że pochodzi z Leszna. Produkcja ta o lata świetlne wyprzedza całą resztę polskich produkcji, które ukazały się w tym roku (chlubne wyjątki to najnowsze albumy Ortega Cartel i O.S.T.R'a) i raczej nie zapowiada się, aby coś miało się w tej kwestii przez następne 2 miesiące zmienić.

Dlatego też bieżcie i słuchajcie tego wszyscy. Tak wartościowe produkcje zdarzają się w naszym kraju naprawdę rzadko. Zbyt rzadko niestety...

P.S. Ciekawe czy jakakolwiek informacja o tym albumie znajdzie sie w Polskim Radio czy gazetach. Osobiście w to nie wierzę...

P.S. 2 Piot Rubik wydał swoją nową płytę (zwróćcie uwagę recenzje...) Teksty do muzyki napisał nie kto inny, jak... Jacek Cygan. Tytuł płyty wskazuje, że będzie to bestseller (jak można nie kupić płyty o JP2????) , natomiast tytuły utworów wskazują, że będzie to gówno jakich mało... Z jednej strony chciałbym to ściągnąć i przekonać się na własne uszy, ale z drugiej strony boje się... To doświadczenie mogłoby wywołać nieodwracalne zmiany.

wtorek, 20 października 2009

Sporo ( bo dwie) nowości

Jak obiecałem, tak robię... Oto muzyczne delicje, które ostatnio rzuciły mi się na uszy i które moim zdaniem zasługują na to, aby podzielić się nimi z szerszą publicznością. Zaczynamy...



Chromeo- DJ Kicks

Dzisiejsze znalezisko, bez którego mój dzień byłby prawie całkowicie szary, mokry i zimny. Ale dzięki chłopakom z Chromeo dostało się o niego kilkanaście, a dokładnie 18 promieni słońca i ciepła zarazem. 18 bo tyle utworów liczy ten jakże wspaniały mixtape wydany dla znakomitej wytwórni K7. Ostatnio o David'zie Macklovitch'u i Patrick'u Gemayel'u było głośno w 2007 roku przy okazji wydania przez nich kultowej już chyba płyty Fancy Footwork. To na niej znalazły sie takie sztosy, jak Tenderoni, Bonafied Lovin (Tough Guys), My Girl Is Calling Me (A Liar) czy Momma's Boy. Pamiętam, że katowałem ten album przez kilka tygodni, więc z tym większą niecierpliwością czekałem na jakąś nową porcję muzycznej enegii od tego duetu. A czekać się opłacało. To co dostajemy w swoje uszy na ich DJ Kicks, to prawdziwy majstersztyk, przy którego słuchaniu na naszych twarzach pozostaje nieustanny uśmich.

Chromeo- Dj Kicks


Wbrew pozorom ciężko określić ten album. Z pierwszej części wynikałoby, że jest to składanka disco, italo disco i pop'u z lat 80'tych , ale później sprawy się komplikują i jednocześnie robią piękniejsze (nie ma niczego lepszego jak eklektyzm, a ta płyta, to kolejny dowód na potwierdzenie tej tezy). No bo co można powiedzieć, jeśli w tym mixtapie znajdują się tak znakomite utwory, jak Solar Antapex w wykonaniu Chateau Marmont (kosmos jakiś...) czy Pipeline nagrany przez The Alan Parson Project? To właśnie one nadają tej produkcji prawdziwego smaku. To równocześnie dowód na to, że powinniśmy naprawdę z niecierpliwością czekać na kolejny longplay chłopaków, który ma się ukazać za jakiś czas.


Fonoteka 3/4 Remixed

Zawsze byłem fanem tego przedsięwzięcia i tak już chyba pozostanie.
Przynajmniej ostanie wydawnictwo z serii Fonoteka na to niezaprzeczalnie wskazuje. Kawałki, które znalazły się na dwóch ostatnich składankach stały się swoistymi poligonami doświadczalnymi dla współczesnych producentów. Jaki jest wynik...

Fonoteka 3/4 Remixed

Jak zawsze znakomity i zaskakujący. Mnie najbardziej podobają się dwa utwory Powrót do Przeszłości i niesamowity kawałek Printempo pt. A Day in the Park (Printempo to najnowsze wydawnictwo do ściągnięcia ze stronki Fonoteki. Jeszce nie słuchałem ale dziś na pewno to zrobię). Z reszta co ja się będę rozpisywać. Sami możecie bez problemu i za darmo rozpocząć obcowanie z tą płytą.




Zaległości, zaległości...


Długo nie pisałem... Nie żeby nic się w moim życiu nie działo (powrót z Budapesztu czy zima na Turbaczu), czy żebym nie mógł znaleźć dobrej muzyki, ale jak to czasem bywa, wena się ulotniła i zdecydowałem, że lepiej nie pisać nic niż pisać cokolwiek. Mam jednak nadzieję, zapał do pisania wrócił na dobre i w najbliższym czasie zarzucę Was kilkoma ciekawymi propozycjami.

Jak pewnie wszyscy wiedzą wczoraj w Krakowie rozpoczął się festiwal, na który czekałem z niecierpliwością równy rok czyli festiwal Unsound. Zdecydowałem, ze nie wezmę udziału we wszystkich wydarzeniach muzycznych więc kupiłem karnet weekendowy. I tak najbardziej czekam na dwie imprezy klubowe w Mangghdze czyli Soundproof 1: Detroit Mutation ( Marytyn, Monolake, Shed+Marcel Dettmann i mój idol czyli Omar S) i Soundproof 2: Bass Mutation (2562, Untold, Kode9 & Spaceape, Zomby, Ikonka). Nie jestem wielkim fanem Johanna Johannsona czy Biosphere, ale stwierdziłem, że takiej okazji przegapić nie można i przepełniony ciekawością wybiore sie na te występy. Jeszce tylko dwa dni...

Ale to w przyszłości, bo dziś wziąłem udział w warsztatach dziennikarstwa muzycznego porwadzonych przez dwóch krytyków muzycznych Philip'a Sherburne'a i Andy Bataglie. To były naprawdę ciekawe i rozwijające dwie godziny. Chyba największą zaletą tego wydarzenia, oprócz zdobytaj wiedzy, było to, że spotkałem i poznałem poglady innych młodych ludzi uzależnionych od muzyki. Niestety wniosek z dyskusji jest raczej przykry: w Polsce scena niezależnej muzyki elektronicznej prawie nie istnieje. Dlatego też postanowiłem jeszcze bardziej przyłożyć się do prowadzenia bloga i dzielenia się muzyką, z ludźmi, którzy chcą poszukiwac czegoś nowego i innego od komercyjnej papki. Mam nadzieję, że uda mi się "nawrócić" przynajmniej jedną osobę.

poniedziałek, 28 września 2009

Jutro mecz a dzis MIKS


Musze sie pochwalic. Dzieki uprzejmosci mojej kolezanki jutro po raz pierwszy zobacze mecz pilki noznej na najwyzszym swiatowym poziomie- Debreczyn vs. Olympique Lyon na Wegierskim Stadionie Narodowym... Jaram sie niesamowicie. Podobno ma byc jakies 40 tys. ludzi a do tego za bilet nie zaplacilem kompletnie nic. Inna sprawa, ze wg slow tejze kolezanki karnet na wszystkie mecze debreczyna "u siebie" kosztowal uwaga... 5 tys. forintow czyli mniej niz 100 zl. U nas wejsciowka na glupi mecz kwalifikacji do LM, do ktorej i tak wiadomo ze sie nie zakwalifikujemy, kosztuje kilkaset PLN. To kolejny z serii wielu argumentow, ktore przemawiaja za przeprowadzka do Budapesztu w przyszlym roku...

A teraz wspomniany miks... Zajebisty miks trzeba dodac... Miks skomponowany przez Robsena (przyznaje nie znam goscia)... Miks nagrany dlka wytworni Takgefuhl (tez nie znam, ale jestem usprawiedliwiony bo zdaje sie, ze jest to ich jej pierwsze wydawnictwo)... Miks o jakze uroczym tytule Go Outside and Love Eachother...

Robsen- Go Outside and Love Eachother

A tytul w pelni odzwierciedla tresc muzyczna. Genialne polaczenie deep-house'u, techno, elementow disco a nawet folku w wykonaniu Beirut'a. No i do tego wplatane tu i tam dialogi z mojego ukochanego filmu czyli American Beauty (miks rozpoczyna sie tekstem o fruwajacej reklamowce...) No i do tego niesamowita okladka... Czy mozna nie kochac tego typu produkcji??? Chyba sie nie da wiec jak najbardziej zapraszam do odsluchu, bo moim skromnym zdaniem jest to...

POZYCJA OBOWIAZKOWA!!!!


P.S. Tracklista w komentarzach

wtorek, 22 września 2009

Jürgen Paape - So Weit Wie Noch Nie



Kawalek dnia. Wlasciwie to uslyszalem go wczoraj podczas przesluchiwania znakomitej kompilacji DJ Kicks stworzonej przez Erlend'a Oye (wokalista Kings of Convenience i The Whitest Boy Alive) ale katuje go od dzisiejszego ranka. Buja niesamowicie i od razu wprowadza w dobry humor. Musze zdobyc caly singiel...

poniedziałek, 21 września 2009

Gazebo- Masterpiece



Nie moge przestac sluchac tego kawalka. Na non stopie przez cala godzine. Marzy mi sie lazenie z nim w uszach po pelnym slonca Budapeszcie, ale niestety... moj odtwarzacz MP3 odmowil posluszenstwa.

Pzdr!

poniedziałek, 14 września 2009

piątek, 11 września 2009

środa, 9 września 2009

Radio Romans


Szybki post...

Strictly Busine$$ DJs prezentują Radio Romans

Oto przyczyna ogromnego usmiechu na mojej twarzy, ktory pojawil sie dokladnie z chwila zapuszczenia tego miksu. KOZAK JAKICH MALO. Gdyby ktos to wyslal do kapituly przyznajacej nagrody Grammy to chopaki J-son i Funkoff byliby zwyciezcami juz w przedbiegach. Cos cudownego na kazda pore dnia i nocy. Szczegolnie jako podklad w pracy.

Gratuluje i dziekuje :)

sobota, 29 sierpnia 2009

Bibio- Ambivalence Avenue


Jeśli ktoś zapytałby mnie co ciekawego w muzyce wydarzyło się w ubiegłym, 2008 roku, to od razu i jednym tchem wymieniłbym dwa albumy- Fleet Foxes grupy o tej samej nazwie i płytę Bon Iver pt. For Emma, Forever Ago. Dodać jeszcze mógłbym znakomite albumy Metaform, Flying Lotus'a i Quiet Village. Ale najważniejsze są dwa pierwsze...

Co je łączy? Z pewnością stylistyka, w której są utrzymane. Zarówno Fleet Foxes jak i Bon Iver to przedstawiciele nurtu folk, i jakbyśmy to w Polsce nazwali piosenki poetyckiej które w ubiegłym roku święcił triumfy. Wszystko musiało być folkowe (ale nie w tym polskim znaczeniu, czyli przaśne), więc momentami rzygać się chciało. Nawet nudna Clara Hill pozowała na gwiazdę folk. I coś pękło...

Od początku 2009 roku słyszałem o nurcie folk raptem kilka razy i raczej nie zapowiada się na to, aby aby ktoś powtórzył ubiegłoroczny sukces Fleet Foxes i Bon Iver (pierwsza 10 najczęściej słuchanych nowych wykonawców w serwisie Lastfm). No chyba tylko Bibio na to stać...

Bibio- Ambivalence Avenue


Bibio to brytyjski muzyk i producent Stephen Wilkinson, który ma na swoim koncie już cztery LP. Ja mam zaszczyt zaproponować Wam trzeci album w jego dorobku czyli Ambivalence Avenue, który został wydany sumptem legendarnego labelu Warp.

Jeśli szukacie połączenia dobrego folku z muzyką tworzoną przez Flying Lotus'a to dobrze trafiliście (niestety nie mogę być na dzisiejszym występie tego ostatniego...) Zakochałem się w tym albumie do pierwszego dźwięku, a to przez jego kojące ciepło, genialne partie wokalne (w każdym kawałku inne) i żonglowanie stylistykami, które prowadzi wręcz do stworzenia muzycznego kolażu (ta płyta wpasuje się idealnie w spacer po pełnych słońca jesiennych plantach). Jest na tej płycie wspomniany już folk, jest znakomity instrumentalny hip-hop (w tym miejscu małe wtrącenie. Nie uważacie, że w tym roku festiwal Tauron Nowa Muzyka powinien nosić nazwę Tauron Nowy Hip-Hop??) ambient i trochę IDM,u. Jednym słowem prawdziwy eklektyzm, który cenię w muzyce chyba bardziej niż cokolwiek innego.

Ta płyta to z pewnością jedno z największych odkryć tego roku i zarazem mój osobisty faworyt do miana płyty roku w kategorii inne (niż minimal, deep/tech/ house i tym podobne).

Pozycja obowiązkowa.

P.S. Jutro ruszam na miesiąc do Budapesztu. Dostęp do internetu będę mieć dosyć mocno utrudniony więc posty będą pojawiać się znacznie rzadziej (tak jakby ostatnio pojawiały się często...). Już mam upatrzoną pierwszą imprezę w stolicy Węgier- Kromestar 5 września w klubie Diesel. Zobaczymy.

środa, 26 sierpnia 2009



Genialny teledysk!!!

wtorek, 25 sierpnia 2009

Sven Weisemann- XINE Zero


Założę się, że macie czasem tak, że słuchając miksu lub setu, jeden kawałek nań się składający, spodoba Wam się tak nieprawdopodobnie, że zrobilibyście/zrobiłybyście naprawdę wiele, aby tylko go zdobyć. Ja mam tak bardzo, bardzo często a ostatni raz było to przy okazji przesłuchiwania przezajebistego miksu Sven'a Weisemann'a pt. #119/N°28 ( Part 1/ Part 2) stworzonego dla labelu Groove. I to już na samym początku jego odsłuchu, bo zakochałem w drugim utworze tego miksu...

Z tracklisty wynikało, że tym drugim kawałkiem jest kompozycja samego Sven'a Weisemann'a pt. Xine Zero. To powolnie rozkręcający się, przepiękny, trwający 12 minut utwór. Jest w nim chyba wszystko. Mocny bas, głębokie pianinko, subtelna gitara i ledwie słyszalne smyczki. Przestrzeń, którą tworzy Sven w tym utworze wprost zapiera dech w piersiach. I jak to nie rozpocząć poszukiwań... Szukałem kilka tygodni temu, ale wtedy Jeszce singiel Xine Zero nie był nigdzie dostępny, ale wczoraj... W końcu się udało!!!

Sven Weisemann- XINE Zero

I to jak! Na najnowszym singlu Sven'a Weisemann'a znajdują się trzy utwory: wspomniany wcześniej, Xine Zero a oprócz niego Xine Light i Xine Rising (równie znakomity co Zero). Singiel ten został wydany nakładem Wondering, czyli sublebelu wytwórni Mojuba i jest zapowiedzią... debiutanckiego albumu Sven'a, który powinien ukazać się jeszcze w tym roku i ma nosić nazwę, a jakże by inaczej, XINE. Już twierdze, że będzie to jedno z najważniejszych, muzycznych wydarzeń roku. A narazie czekanie na LP umilam sobie przesłuchując w nieskończoność Xine Zero...
Pozycja obowiązkowa!!!!!!!!!!!!!!!!!

sobota, 22 sierpnia 2009

Pako & Frederik- The Alert


Tak jak obiecywałem, oto post już stricte muzyczny.

Dziś chciałbym Wam polecić płytę, która należy do grona moich ulubionych. Wpadłem na jej trop przeglądając któryś z numerów LAIF'a z 2007 roku. Kupuje ten magazyn regularnie właściwie tylko dla dwóch rzeczy: płyt i rubryki z recenzjami. Jeśli chodzi o dodawane albumy to było kilka na których się zawiodłem, ale jeśli chodzi o rekomendacje nowych płyt, to zawsze były i są strzałem w dziesiątkę, szczególnie pod względem różnorodności. Jest to chyba jedyna gazeta gdzie obok siebie możecie znaleźć kilkadziesiąt recenzji najnowszych albumów z gatunku minimal, ambient, disco dubstep i innych. To właśnie w tym dziale znalazłem informację o albumie zupełnie mi wtedy nieznanych Pako & Frederik'a. Miałem ja na dysku przez długi czas, słuchałem bardzo często, aż do momentu kiedy jakieś s...syny ukradły mi laptopa (Niech wam ręce uschną). Przez jakiś czas o niej zapomniałem, ale teraz wróciła na należne jej miejsce...

Co tu dużo pisać- ta płyta jest pod każdym względem znakomita. 13 deep-house'owo/minimalowo/amibientowych i nawet troszkę trance'owych kompozycji, które tworzą spójną, zamknięta całość. Dużo jest na niej szmerów, piknięć, przesterów, które dodają jej jeszcze więcej smaku. Ale mnie najbardziej na tym albumie podoba się końcówka czyli ostatnie 3-4 utwory. Mocno przestrzenne, aż rzekł bym kosmiczne,idealne do samochodu na prosta i szeroka drogę (The Title Of This Track Was Taken). Aż dziw bierze, że The Alert jest albumem praktycznie w ogóle nie znanym... Ani to pierwsze, ani ostatnie zdziwienie w tej kategorii.
Pako & Frederik- The Alert

Pozycja obowiązkowa!!!