sobota, 29 sierpnia 2009

Bibio- Ambivalence Avenue


Jeśli ktoś zapytałby mnie co ciekawego w muzyce wydarzyło się w ubiegłym, 2008 roku, to od razu i jednym tchem wymieniłbym dwa albumy- Fleet Foxes grupy o tej samej nazwie i płytę Bon Iver pt. For Emma, Forever Ago. Dodać jeszcze mógłbym znakomite albumy Metaform, Flying Lotus'a i Quiet Village. Ale najważniejsze są dwa pierwsze...

Co je łączy? Z pewnością stylistyka, w której są utrzymane. Zarówno Fleet Foxes jak i Bon Iver to przedstawiciele nurtu folk, i jakbyśmy to w Polsce nazwali piosenki poetyckiej które w ubiegłym roku święcił triumfy. Wszystko musiało być folkowe (ale nie w tym polskim znaczeniu, czyli przaśne), więc momentami rzygać się chciało. Nawet nudna Clara Hill pozowała na gwiazdę folk. I coś pękło...

Od początku 2009 roku słyszałem o nurcie folk raptem kilka razy i raczej nie zapowiada się na to, aby aby ktoś powtórzył ubiegłoroczny sukces Fleet Foxes i Bon Iver (pierwsza 10 najczęściej słuchanych nowych wykonawców w serwisie Lastfm). No chyba tylko Bibio na to stać...

Bibio- Ambivalence Avenue


Bibio to brytyjski muzyk i producent Stephen Wilkinson, który ma na swoim koncie już cztery LP. Ja mam zaszczyt zaproponować Wam trzeci album w jego dorobku czyli Ambivalence Avenue, który został wydany sumptem legendarnego labelu Warp.

Jeśli szukacie połączenia dobrego folku z muzyką tworzoną przez Flying Lotus'a to dobrze trafiliście (niestety nie mogę być na dzisiejszym występie tego ostatniego...) Zakochałem się w tym albumie do pierwszego dźwięku, a to przez jego kojące ciepło, genialne partie wokalne (w każdym kawałku inne) i żonglowanie stylistykami, które prowadzi wręcz do stworzenia muzycznego kolażu (ta płyta wpasuje się idealnie w spacer po pełnych słońca jesiennych plantach). Jest na tej płycie wspomniany już folk, jest znakomity instrumentalny hip-hop (w tym miejscu małe wtrącenie. Nie uważacie, że w tym roku festiwal Tauron Nowa Muzyka powinien nosić nazwę Tauron Nowy Hip-Hop??) ambient i trochę IDM,u. Jednym słowem prawdziwy eklektyzm, który cenię w muzyce chyba bardziej niż cokolwiek innego.

Ta płyta to z pewnością jedno z największych odkryć tego roku i zarazem mój osobisty faworyt do miana płyty roku w kategorii inne (niż minimal, deep/tech/ house i tym podobne).

Pozycja obowiązkowa.

P.S. Jutro ruszam na miesiąc do Budapesztu. Dostęp do internetu będę mieć dosyć mocno utrudniony więc posty będą pojawiać się znacznie rzadziej (tak jakby ostatnio pojawiały się często...). Już mam upatrzoną pierwszą imprezę w stolicy Węgier- Kromestar 5 września w klubie Diesel. Zobaczymy.

środa, 26 sierpnia 2009



Genialny teledysk!!!

wtorek, 25 sierpnia 2009

Sven Weisemann- XINE Zero


Założę się, że macie czasem tak, że słuchając miksu lub setu, jeden kawałek nań się składający, spodoba Wam się tak nieprawdopodobnie, że zrobilibyście/zrobiłybyście naprawdę wiele, aby tylko go zdobyć. Ja mam tak bardzo, bardzo często a ostatni raz było to przy okazji przesłuchiwania przezajebistego miksu Sven'a Weisemann'a pt. #119/N°28 ( Part 1/ Part 2) stworzonego dla labelu Groove. I to już na samym początku jego odsłuchu, bo zakochałem w drugim utworze tego miksu...

Z tracklisty wynikało, że tym drugim kawałkiem jest kompozycja samego Sven'a Weisemann'a pt. Xine Zero. To powolnie rozkręcający się, przepiękny, trwający 12 minut utwór. Jest w nim chyba wszystko. Mocny bas, głębokie pianinko, subtelna gitara i ledwie słyszalne smyczki. Przestrzeń, którą tworzy Sven w tym utworze wprost zapiera dech w piersiach. I jak to nie rozpocząć poszukiwań... Szukałem kilka tygodni temu, ale wtedy Jeszce singiel Xine Zero nie był nigdzie dostępny, ale wczoraj... W końcu się udało!!!

Sven Weisemann- XINE Zero

I to jak! Na najnowszym singlu Sven'a Weisemann'a znajdują się trzy utwory: wspomniany wcześniej, Xine Zero a oprócz niego Xine Light i Xine Rising (równie znakomity co Zero). Singiel ten został wydany nakładem Wondering, czyli sublebelu wytwórni Mojuba i jest zapowiedzią... debiutanckiego albumu Sven'a, który powinien ukazać się jeszcze w tym roku i ma nosić nazwę, a jakże by inaczej, XINE. Już twierdze, że będzie to jedno z najważniejszych, muzycznych wydarzeń roku. A narazie czekanie na LP umilam sobie przesłuchując w nieskończoność Xine Zero...
Pozycja obowiązkowa!!!!!!!!!!!!!!!!!

sobota, 22 sierpnia 2009

Pako & Frederik- The Alert


Tak jak obiecywałem, oto post już stricte muzyczny.

Dziś chciałbym Wam polecić płytę, która należy do grona moich ulubionych. Wpadłem na jej trop przeglądając któryś z numerów LAIF'a z 2007 roku. Kupuje ten magazyn regularnie właściwie tylko dla dwóch rzeczy: płyt i rubryki z recenzjami. Jeśli chodzi o dodawane albumy to było kilka na których się zawiodłem, ale jeśli chodzi o rekomendacje nowych płyt, to zawsze były i są strzałem w dziesiątkę, szczególnie pod względem różnorodności. Jest to chyba jedyna gazeta gdzie obok siebie możecie znaleźć kilkadziesiąt recenzji najnowszych albumów z gatunku minimal, ambient, disco dubstep i innych. To właśnie w tym dziale znalazłem informację o albumie zupełnie mi wtedy nieznanych Pako & Frederik'a. Miałem ja na dysku przez długi czas, słuchałem bardzo często, aż do momentu kiedy jakieś s...syny ukradły mi laptopa (Niech wam ręce uschną). Przez jakiś czas o niej zapomniałem, ale teraz wróciła na należne jej miejsce...

Co tu dużo pisać- ta płyta jest pod każdym względem znakomita. 13 deep-house'owo/minimalowo/amibientowych i nawet troszkę trance'owych kompozycji, które tworzą spójną, zamknięta całość. Dużo jest na niej szmerów, piknięć, przesterów, które dodają jej jeszcze więcej smaku. Ale mnie najbardziej na tym albumie podoba się końcówka czyli ostatnie 3-4 utwory. Mocno przestrzenne, aż rzekł bym kosmiczne,idealne do samochodu na prosta i szeroka drogę (The Title Of This Track Was Taken). Aż dziw bierze, że The Alert jest albumem praktycznie w ogóle nie znanym... Ani to pierwsze, ani ostatnie zdziwienie w tej kategorii.
Pako & Frederik- The Alert

Pozycja obowiązkowa!!!

Polskie drogi śmierci

Tyle mówi się o wypadkach drogowych w Polsce, że i ja postanowiłem zająć się tym problemem.

Najpierw na poważnie. Ten filmik naprawdę robi wrażenie i działa na wyobraźnię



A teraz... No cóż... Dawno nie widziałem czegoś takiego. Islandia wita!



P.S. Wieczorem pownna się pojawić w końcu jakaś propozycja muzyczna.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Pixar- Partly Cloudy

Świetna animacja Pixar'a. Dawno nie widziałem czegoś tak fajnego.

wtorek, 11 sierpnia 2009

W Labiryncie

Dziś doświadczyłem powrotu do słodkiego i beztroskiego dzieciństwa. W przerwie meczu koszykówki Polska-Chorwacja (niestety przegranego, choć Polacy zagrali nieźle), szukałem czegoś ciekawego na innych kanałach. Jakież było moje zaskoczenie, gdy na TVP Polonia zobaczyłem ostatnią PRL-owską telenowelę czyli "W Labiryncie".

Wg jedynego rzetelnego źródła naukowego czyli Wikipedii serial ten "(...) przedstawiał środowisko warszawskich farmaceutów, lekarzy, naukowców i biznesmenów w czasie przeobrażeń gospodarczych i ustrojowych na przełomie lat 80. i 90. w Polsce." Telenowela ta kojarzy mi się tylko pozytywnie, bo z wakacjami spędzanymi u babci. Nie wiem w jakie dni serial ten był emitowany, ale chyba codziennie, więc swego czasu czyli jakieś 15-13 lat temu fabułę znałem dosyć dobrze. Nie zapomnę do dziś dwóch scen:

1. Sceny, gdy córka bohatera granego przez Marka Kondrata miała zapaść po drugach.

2. Sceny, gdy jakiś ciemny typ tłumaczył jakiś starszej kobiecie, której syn pożyczył od niego kilka baniek, że owe bańki oznaczają książki :)

Ogólnie fabuła zakręcona, ale nie tak bardzo jak w dzisiejszych serialach. No i do tego fajna obsada. No kto za was nie lubił pana Leona?????

Z dzisiejszej perspektywy oglądanie tego serialu ma niezaprzeczalny walor edukacyjny. Zobaczyć jak wyglądało życie w czasach przełomu- bezcenne. Te ubrania, z których dziś można się tylko śmiać (dziwne swetry i spodnie), samochody (głównie maluchy i duże fiaty), komputery w laboratorium (albo amiga, albo commodore 64) no i imprezownie, jak z teledysku "W aucie".

Prawda jest jednak taka, ze za 20 lat nasze dzieci też będą się śmiać z naszej epoki. A już z Klanu to będą mieć taką bekę, jakiej świat nie widział. Sami porównajcie...

Losowy odcinek W Labiryncie


I fragment Klanu- gangsterzy u Chojnickich


TVP Polonia emituje kolejne dwa odcinki W Labiryncie każdego dnia od 18.15. Zapraszam do oglądania!

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Audioriver: Alfabet


A- Alkohol. Lał się w Płocku strumieniami. Najwięcej oczywiście na polu namiotowym gdzie na szczęście można buło wnosić swój własny zapas. Ale lał się też na rynku, gdzie Policja nie interweniowała (przynajmniej ja nie widziałem). Już pierwszego dnia, gdzieś ok 19 w sklepie naprzeciwko schodów zostało tylko kilkanaście puszek w lodówkach. Najlepiej schodził oczywiście lokalny wyrób czyli Kasztelan (w miarę tani i nawet dobry).

B- Bar mleczny. Nie wiem na jakiej ulicy się znajdował, ale gdzieś w samym centrum. Strasznie dziwne miejsce, jeśli chodzi o obsługę (kucharki na straszliwym spowolnieniu i do tego wkurzające się na swoją szefową) i autochtonów tam przebywających (pan, który siedział tam cały czas i zbierał z talerzy kości dla pieska i typy grające na automatach). Jedzenie dramatyczne, ale przynajmniej tanie. Ziemniaki chyba trzydniowe, a schabowy tak tłusty, jakby był robiony przez godzinę w wooku.

C- Circus Tent, czyli miejsce gdzie spędziłem najwięcej czasu. Zajebiste sety poczynając od MyMy, przez Daniela Bell'a, Radio Slave, Jacka Sienkiewica i James'a Holden'a. Cały czas nabity ludźmi, cały czas tętniący basem (znakomite nagłośnienie). To właśnie tam muzyka leciała najdłużej.

D-Dresy czyli autochtoni przybyli na festiwal. Znakiem rozpoznawczym były łyse głowy i skarpetki pociągnięte na maksa. Wielu z nich się schlało i nie patrzyła jak chodzi, ale ogólnie żadnych krzywych akcji z ich udziałem chyba nie było. Gdyby ich nie było frekwencja była by z o 1,5 tys mniejsza (w tym ich dziewczyny) i klimat byłby nie taki sam :)

E- Efdemin. Właściwie jedyne rozczarowanie. Czekałem na jego set z niecierpliwością, ale po 20 minutach udałem się na pole namiotowe się napić. Moim zdaniem zagrał monotonnie i bez polotu. Shame on you Efdemin...

F- Fontanna na rynku. W tym miejscu w sobotnie popołudnie odbyła się najlepsza biba całego festiwalu. Kilkadziesiąt osób w niewielkiej fontannie i ze 200 obok niej bawiło się do muzyki granej ze sceny. Jednym słowem Sunrise Festival :) A wyglądało to tak...



G- Główna scena czyli formalnie serce całego fesiwalu (dla mnie był nim namiot cyrkowy). Dużo miejsca, znakomite nagłośnienie i ogromne telebimy. Spędziłem przed nią niewiele czasu, ale niektóre koncery była bardzo dobre, np. Joakim & The Disco czy Alix Perez & Commix ft. MC Stamina ( więcej przy o tej scenie przy literkach H i M)

H- Hell, Dj Hell. Koncet spoko, ale na kolana mnie nie powalił. W pewnym momencie troszkę mnie znudził i wybyłem do Circus Tent. Niemniej jednak do do kategorii rozczarowania go nie zaliczę.

I- Impreza. Cały ten festiwal, to jedna wielka, trwająca od samego rana do samego rana impreza. Muza na scenach, muza na polu namiotowym, muza z samochodów ustawionych na drodze, muza nad jeziorkiem. Ludzie szczęśliwi, uśmiechnięci, pokojowo nastawieni. Impreza wzorcowa.

J- Joris Voorn. Oto człowiek, o którym na blogu pisałem już kilka razy i na którego występ czekałem z ogromną ciekawością. Po tym co zrobił na Balance 014 spodziewałem się muzycznego orgazmu i... nie zawiodłem się. Już od pierwszej minuty jego setu Circus Tent stał się miejscem istnej muzycznej orgii. Równe dwie godziny deep/tech/minimalowego napierdalania. I te świdry, przy których trzeba było zatykać uszy. Coś nieprawdopodobnego, coś co zasłużyło na salwę braw od publiczności na koniec. Jeden z trzech najlepszych występów na tegorocznym Audioriver.

K- Kolej czyli podstawowy środek transportu festiwalowiczów. Wczoraj spędziłem w niej z 8 godzin (o czym we wczorajszym poście). jadąc z różnymi ludźmi. W Płocku poznałem Asię i ... zapomniałem, które jechały do Krk więc zabrałem się z nimi. Niestety później musiałem szybko wysiadać więc nawet nie wziąłem kontaktów... W Częstochowie dosiadła się młodzież wracająca z pielgrzymki. Ściski i upał były straszliwy więc dobrze, ze nie zaczęli śpiewać jakichś kościelnych pieśni. Nie wiem czy bym to wytrzymał.

L- Ludzie. Ludzie przybyli na ten festiwal, to zupełnie osobny temat. Cały przekrój polskiej młodzieży od Dresów (patrz literka D) do wylansowanych dziewczyn, które dopiero co wyszły z galerii handlowej. Na szczęście takich jak ja czyli mieszczących się gdzieś pośrodku był najwięcej. Wszystkich połączyła w Płocku miłość do dobrej muzyki i świetnej zabawy ( no dobra może nie wszystkich, ale zdecydowaną większość). Jak już pisałem nie byłem świadkiem żadnej burdy, wprost przeciwnie zobaczyłem ludzi którzy do wszystkich byli nastawieni pozytywnie. Czy to na polu namiotowym, czy na plaży, czy pod scenami. Jednym słowem Peace & Love.

M- Moderat. Chyba najlepszy koncert podczas całego festiwalu. Faworyt nie zawiódł i rozwalił mnie całkowicie już do pierwszego kawałka czyli A New Error, który od tego momentu stał się dla mnie hymnem tego roku. Znakomity koncert i znakomite wizuale, od których nie można było odwrócić wzroku. I ta IDM'owa końcówka... "Do you want one more?" Nie spodziewałem się tego po nich. Jeśli ktoś wie jaki kawałek leciał na samym końcu to proszę o kontakt. Jeśli ktoś opóścił ich koncert w Płocku może nadrobić zaległości. Moderat zagra w Poznaniu jako support Radiohead.

N- Nieobecność. Festiwale mają to do siebie, ze trzeba wybierać pomiędzy tak samo ciekawymi wydarzeniami. Ja też musiałem dokonać pewnych wyborów. Nie byłem np. na The Mole bo wolałem spędzić ten czas z moją ekipą. Nie byłem na Gui Boratto, bo byłem na koncercie Moderat (gdyby nie obsuwa czasowa na Main Stage to bym go zobaczył...). Bardzo żałuję, ze Gui nie grał w innym terminie, bo podobno zagrał świetnie. Nie byłem na Telefon Tel Aviv, bo... nie przepadam za nimi (teraz już chyba nim). Nie byłem na Shed, bo byłem na Rysiu. Ale mam nadzieję, ze zobaczę go na żywo na Unsound. Jak to mówią życie to sztuka wyboru...

O- Opatrzność. Przez te całe dwa dni nie miałem żadnej krzywej akcji, nie okradli mi namiotu, niczego nie zgubiłem (no może z wyjątkiem ręcznika). Myślałem, ze z moim szczęściem coś słabego się wydarzy, ale opatrzność, albo coś innego nade mną czuwała.

P- Pole namiotowe. To powinien być całkowicie osobny rozdział, bo to co tam się działo to coś niesamowitego. Mnóstwo ludzi na bardzo małej przestrzeni w dużych i małych namiotach. Idealne miejsce do ćwiczenia orientacji w terenie i pamięci. Świetni ludzie i świetny klimat, a a możliwość wnoszenia alkoholu na teren pola sprawił, że wszystko było jeszcze dwa razy lepsze. To co z tego, ze spać się nie dało bo sety w Circus Tent kończyły się ok 8 rano, a ludzie wstawali juz 5 minut później. To co, że już o 9 temperatura w namiocie dochodziła do 30 stopni. I tak było zajebiście. Szkoda mi tylko tych, którym okradziono namioty...

R- Richie Hawtin, zwany dalej Rysiem, artysta zapowiadany jako jedna z największych gwiazd festiwalu. Co się okazało... że jest prawdziwym królem minimal techno. Jego dwugodzinny set zgromadził w namiocie cyrkowym prawdziwe tłumy, tak, że momentami tańczyć się nie dało. Mocna, rozpierdalająca dawka techno, która rozruszała wszystkich. I ten nieprawdopodobny basssssssssssssss. I cały skład Moderat na scenie w końcówce występu... I tłumek fanów czekający na Rysia po koncercie... Obok Jorisa Voorna i Moderat najjaśniejsza gwiazda tego festiwalu. Przynajmniej dla mnie.

S- Sen a właściwie jego brak. Ogółem w namiocie spałem może 4 godziny plus krótkie drzemki nad jeziorkiem. Myślałem, że w sobotę będę zgliszczem, ale dałem radę. Z resztą jak można było spać skoro z cyrkowego wydobywały się tak miłe dla uszu dźwięki... Jak można było spać skoro tyle ciekawych rzeczy można było robić...

T- Trawa. Ogólnie festiwal odbywał się na piaszczystej plaży, ale trawa znajdowała się chyba w 90% kieszeni. I bardzo dobrze.

U- Upał. Lepszej pogody nie można było sobie wyobrazić. Słońce, troszkę chmurek, lekki wietrzyk, ciepła woda, nad ranem orzeźwiający chłodek...

W- Woda czyli jeziorko, które już od samego rana było oblegane przez mieszkańców legalnego pola namiotowego i wielu innych, nazwijmy je nielegalnych pól. No i tekst ratownika "Nie pijcie piwa!". Bezcenne.

X- X 10. Te trzy dni o 10 razy przebiły moje oczekiwania. Wiedziałem, ze będzie świetnie, ale nie aż tak.

Y- Yyyyyyyyyyyyyy, nie mam pojęcia.

Z- Znajomości. Jechałem na festiwal sam, ale na miejscu poznałem znakomita ekipę z Krakowa, która przjeła mnie pod swoje skrzydła. Dziękuję i pozdrawiam Kingę, Matqa, Tomka, Matika, Owena, Maciusia, Piotrka, Bizona, Paul'a Kalkberennera i wielu innych, o których zapomniałem.

To jest mój autorski alfabet Audioriver 2009. Mam nadzieję, że kolejny, tym razem poświęcony edycji 2010 stworze za rok.

niedziela, 9 sierpnia 2009

Dzień powrotu i dobrych ludzi

Właśnie wróciłem z Płocka. 10 godzin spędzonych w 3 pociągach i jednym autobusie. Zważywszy na to, że przez te 2 dni spałem tylko 5 godzin, to i tak dobrze się trzymam.

Co mam napisać o tym co się wydarzyła na Audioriver?? Słowa raczej nie oddadzą całego klimatu tego festiwalu, bo to co się tam stało, to totalna miazga- muzyczna i towarzyska. Niemniej jednak autorska recenzja całego wydarzenia pojawi się na blogu jutro.

Natomiast dziś kilka słów o samym powrocie, który mimo iż był męczący, to jednak sprawił, że moja wiara w ludzi wzrosła.

No bo jak miała nie wzrosnąć, gdy z terenu festiwalowego na dworzec kolejowy (ok. 30 minut) odprowadził mnie zupełnie mi obcy 45-latek, choć sam udawał się w zupełnie innym kierunku. Sam bym się pewnie na to nie zdobył. I do tego nie wziął ode mnie papierosów, które miały być znakiem mojej wdzięczności ("Ty jesteś w podróży, Tobie bardziej się przydadzą")

Jak miała nie wzrosnąć, gdy konduktor w pociągu, mimo że nie kupiłem biletu w kasie, ale u niego, nie wziął ode mnie dopłaty ("Nie bądźmy tacy szczegółowi") ? Pierwszy konduktor III RP!!!

Jak miała nie wzrosnąć, kiedy zupełnie obcy mi człowiek obudził mnie dokładnie wtedy kiedy miałem wysiadać, choć o moich planach wysiadkowych powiedziałem innym ludziom? Widać usłyszał, zapamiętał i postanowił mi pomóc.

Jak miała nie wzrosnąć, gdy chłopak proszący o ogień na dworcu okazał się świetnym kolesiem, z którym przegadałem dobre pół godziny?

Po takich dniach, jak ten stwierdzam, że ludzie są jednak z natury dobrzy. Chcą rozmawiać, pomagać, poznawać innych. Niestety ten dzień już prawie minął, a zapewne jutro w starciu z rzeczywistością moje zdanie o "wrodzonej dobroci" homo sapiens sapiens samo z siebie straci racje bytu.

I na koniec filmik z wczorajszego występu Moderat. Przeszły mnie dokładnie takie same ciary jak wczoraj. Kto był to wie, kto nie ten trąba.



P.S. I jak tu się nie wkurwić, kiedy przyjeżdżasz z Audioriver a tu na Polsacie leci relacja z Sopot Festival?!?!?! Co za kurwa kraj...

czwartek, 6 sierpnia 2009

Audioriver: Odprawa


Już jutro początek tego, na co czekałem od kilku miesięcy. Mowa oczywiście o festiwalu Audioriver. Wydaje mi się, że wszystko mam, ale pewnie jak zwykle okaże się, że czegoś zapomniałem.

Karnet
: Jest w portfelu.
Bilet na pociąg
: Kupiony, jest w portfelu.
Namiot
: kupiony na allegro za 130 zł (pogoda ma być podobno zajebista więc powinien dać radę)
Karimata
: Jest.
Śpiwór
: Stary, do dupy, ale jest. Najważniejsze, że lekki.
Jedzenie
: w lodówce. Trzeba oszczędzać więc biorę trochę własnej wałówki.

I najważniejsze...


Pozytywne nastawienie: Oczywiście jest.
Teoretycznie jadę sam, ale na miejscu mam się spotkać z kilkoma osobami więc w odosobnieniu zamulać nie będę. Jakby co, to zawsze można poznać kogoś nowego, tym bardziej że, jak mi sie wydaje, na AR przyjadą w większości ogarnięte życiowo osoby.

Tak więc do zobaczenia na festiwalu/ usłyszenia o festiwalu.
PZDR!

niedziela, 2 sierpnia 2009

Trochę różności


Dziś, w ten upalny wieczór mam ochotę zaprezentować Wam 3 dobre rzeczy, które udowadniają, ze nie warto zamykać się w jednej stylistyce, ale poszukiwać. Wszędzie, ale to wszędzie znajdzie się coś co warto przesłuchać i polecić dalej. A najlepiej gdy jest to darmowe. Dlatego też...

Propozycja nr 1:

Dirty Mongrel - She Speaks On The Outside EP


Pierwsza wydawnictwo nowego labelu Bedrock Digital, czyli takiej "spółki córki" wytwórni Bedrock prowadzonej przez Johna Digweed'a. Znakomite dwa tech-house'owe sztosy. Miodzio :) Oto jeden z nich.



Propozycja nr 2:

Tom Bonaty- RA Prologue Label Podcast

Ekskluzywny miks nagrany przez Toma Bonaty'ego, szefa wytwórni Prolouge, na którym znaleźć można znane kawałki z tej wytwórni, utwory niepublikowane i kilka bezpośrednio z labelem niezwiązanych, ale znakomitych. Ponad 70-minutowa uczta złożona z soczystego deep-techno. Pozycja obowiązkowa

Trackilsta w komentarzach

Propozycja nr 3:

Samino - Mellow Disco Parte Finale

Znakomity miks 33-letniego Fina. Coś w tym musi byś, że to Skandynawowie są najlepsi w konkurencji disco. W tym przypadku mamy do czynienia z slow motion, które znakomicie sprawdzi się w porze wieczornej. Wczoraj wypróbowałem przed snem. Działa zajebiście. Kolejna pozycja obowiązkowa m.in. dzięki temu utworowi. Miazga na całej długości.

A Mountain Of One - Brown Piano (remake By Studio)


Tracklista w komentarzach

P.S. Wybiera się ktoś z Krakowa lub okolic samochodem na Audioriver i ma wolne miejsce? Jeśli tak to proszę o kontakt.