sobota, 29 sierpnia 2009

Bibio- Ambivalence Avenue


Jeśli ktoś zapytałby mnie co ciekawego w muzyce wydarzyło się w ubiegłym, 2008 roku, to od razu i jednym tchem wymieniłbym dwa albumy- Fleet Foxes grupy o tej samej nazwie i płytę Bon Iver pt. For Emma, Forever Ago. Dodać jeszcze mógłbym znakomite albumy Metaform, Flying Lotus'a i Quiet Village. Ale najważniejsze są dwa pierwsze...

Co je łączy? Z pewnością stylistyka, w której są utrzymane. Zarówno Fleet Foxes jak i Bon Iver to przedstawiciele nurtu folk, i jakbyśmy to w Polsce nazwali piosenki poetyckiej które w ubiegłym roku święcił triumfy. Wszystko musiało być folkowe (ale nie w tym polskim znaczeniu, czyli przaśne), więc momentami rzygać się chciało. Nawet nudna Clara Hill pozowała na gwiazdę folk. I coś pękło...

Od początku 2009 roku słyszałem o nurcie folk raptem kilka razy i raczej nie zapowiada się na to, aby aby ktoś powtórzył ubiegłoroczny sukces Fleet Foxes i Bon Iver (pierwsza 10 najczęściej słuchanych nowych wykonawców w serwisie Lastfm). No chyba tylko Bibio na to stać...

Bibio- Ambivalence Avenue


Bibio to brytyjski muzyk i producent Stephen Wilkinson, który ma na swoim koncie już cztery LP. Ja mam zaszczyt zaproponować Wam trzeci album w jego dorobku czyli Ambivalence Avenue, który został wydany sumptem legendarnego labelu Warp.

Jeśli szukacie połączenia dobrego folku z muzyką tworzoną przez Flying Lotus'a to dobrze trafiliście (niestety nie mogę być na dzisiejszym występie tego ostatniego...) Zakochałem się w tym albumie do pierwszego dźwięku, a to przez jego kojące ciepło, genialne partie wokalne (w każdym kawałku inne) i żonglowanie stylistykami, które prowadzi wręcz do stworzenia muzycznego kolażu (ta płyta wpasuje się idealnie w spacer po pełnych słońca jesiennych plantach). Jest na tej płycie wspomniany już folk, jest znakomity instrumentalny hip-hop (w tym miejscu małe wtrącenie. Nie uważacie, że w tym roku festiwal Tauron Nowa Muzyka powinien nosić nazwę Tauron Nowy Hip-Hop??) ambient i trochę IDM,u. Jednym słowem prawdziwy eklektyzm, który cenię w muzyce chyba bardziej niż cokolwiek innego.

Ta płyta to z pewnością jedno z największych odkryć tego roku i zarazem mój osobisty faworyt do miana płyty roku w kategorii inne (niż minimal, deep/tech/ house i tym podobne).

Pozycja obowiązkowa.

P.S. Jutro ruszam na miesiąc do Budapesztu. Dostęp do internetu będę mieć dosyć mocno utrudniony więc posty będą pojawiać się znacznie rzadziej (tak jakby ostatnio pojawiały się często...). Już mam upatrzoną pierwszą imprezę w stolicy Węgier- Kromestar 5 września w klubie Diesel. Zobaczymy.

Brak komentarzy: