Pozostańmy jeszcze na chwilę w minionym 2009 roku... Prawie w każdym poście pisałem jaki to on nie był genialny, ile to znakomitych płyt nie wyszło, jakie to świetne single się nie ukazały. Ten post to kolejna jego gloryfikacja.
Pretekstem do komplementów jest pierwszy długogrający album
Marcela Knopf'a- młodego, niemieckiego producenta, którego pod swoje skrzydła przygarnął
Niklas Worgt, bardziej znany jako
Dapayk czy
Marek Bois. To właśnie sumptem labelu
Mo's Ferry Productions (dziecko
Worgt'a) ukazał się album
Dusty Dance, któremu chciałbym poświęcić kilka zdań.
Marcel Knopf - Dusty DanceW niektórych recenzjach autorzy zarzucają tej płycie chaos, bałagan i brak spójności (patrz Soundrevolt), jednak dla mnie najlepszym słowem określającym
Dusty Dance to eklektyzm, który bardzo w muzyce lubię.
Marcel Knopf nieustannie żongluje stylistykami, sprawia, że
każdy kolejny numer zaskakuje. Są tu i house'owe sztosy (patrz
That Shit,
Cazy About), są deep-house'owe wywijacze (znakomity
Dusty Dance z genialnymi wokalem i saksofonem), tech-house'owe momenty (patrz
Skinny Bitches) i wreszcie spokojne i nastrojowe zakończenie, na które składa się najpierw
Take a No, a później mój osobisty faworyt czyli
Leave It Alone z wokalem
Evy Padberg.
Marcelowi Knopf'owi należą się wielkie brawa za umiejętność stworzenia tak różnorodnego, ale jak dla mnie spójnego albumu, z którego każdy może wybrać coś dla siebie (oczywiście walory tej płyty odkryje się dopiero po przesłuchaniu całości). Osobne wyrazy uznania za doskonałe wokale, które nadają tym produkcjom specyficzny lekki kształt.
Daję 8 na 10.
P.s. Marcel Knopf wraz z Dapayk'iem zagrają pod koniec stycznia w poznańskim SQ. Ciekawe kiedy podobna impreza będzie mieć miejsce w Krakowie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz